sobota, 22 grudnia 2012

Moda na Analoga odc.4 Na Święta


Jeszcze dwa dni do Wigilii Bożego Narodzenia. Próba wyrobienia się w czasie, z czasem, na czas... jak kto woli. Gonitwa myśli sekunda za sekundą. Na stole przykręcony Opemus, na kuchennych szafkach rozłożone trzy kuwety. Wywoływacz zawsze w czerwonej, przypadek? Nie sądzę. W fotografii wszystko ma swoje miejsce, swój czas, swoje zasady, swoją przynależność, przeznaczenie. Gdzieś w dalekim kącie drugiego pokoju zwisa z żyrandola ten magiczny kawałek dziwnego materiału podzielonego kadrami żywcem wyrwanymi z czyjegoś życia... Momentami mam wrażenie jakbym żyła obok siebie, patrzyła na to wszystko z boku. Dostrzegam dziwne rzeczy, czasem przypomina to halucynacje...

Jadąc wczoraj dość długo autobusem zauważyłam kątem oka młodego mężczyznę, zachowywał się dość tajemniczo, rozglądał się jakby się czegoś bał... W pewnym momencie gdy autobus zatrzymał się na przystanku przy jednym z największych cmentarzy w Zabrzu ten młody człowiek dosłownie wyskoczył jak oparzony. Chwilę później dostrzegłam przez okno jak pospiesznie wyciąga aparat ze skórzanego futerału i pędzi na cmentarz. Dostrzegł potencjalny kadr? Całkiem możliwe. Jednak z całą pewnością trzymał w rękach analoga i wyglądał na takiego osobnika, który po powrocie do domu wyjmie film z aparatu i samodzielnie go wywoła.

Minęły dwie minuty, obraz jest widoczny, Damian łapie za szczypce i przenosi je do przerywacza – zwykła woda z octem, chwilę później odbitka pływa w utrwalaczu. Nazwałam go sobie ciosiarczanem. Dlaczego? Bo tak weselej brzmi ale dla tych bez poczucia humoru jest to tiosiarczan sodu krystaliczny... Zastanawiałam się ostatnio nad skutkami ubocznymi długotrwałego przebywania w oparach ciosiarczanu. Z pewnością po kilku godzinach stwierdza się obecność osobników trzecich, zazwyczaj mają czerwone czapeczki i długie brody. Siadają w ciemnych zakamarkach „czerwonego pomieszczenia” i patrzą swoimi błyszczącymi ślepkami. Zapach ciasteczek bywa uderzający, wypełnia całą mózgownicę aż człowiek zaczyna mieć ochotę na biszkopciki. Po godzinie od wytrzeźwienia z oparów krasnoludki odchodzą a po ciasteczkowym smaku i zapachu zostają mdłości i lekki zawrót głowy. Jednak po kilku dniach człowiek znów to robi, ma jakiś ciąg do tej schizy jaką wywołuje utrwalacz... Błędne koło.

W tle leci Pidżama Porno „Katarzyna ma katar”, trochę to dziwne bo na refrenie akurat trzymam chusteczkę przy nosie. Za dużo tych „przypadków”. Ale tak właśnie działa na mnie magia Świąt – zatracam się całkowicie w tych światełkach, choinkach, bałwankach i mikołajkach... Jedyne trzy dni w roku dla których żyję całą sobą! Począwszy od uśmiechu wywołanego radością ukochanej osoby, która otwarła ode mnie prezent przez napchany kapustą z grzybami brzuch aż po setne oglądanie Kevina z rodziną... Nie rozumiem ludzi, którzy mówią, że nienawidzą Świąt.

Tak więc: wszystkim zapaleńcom, dla których fotografia to druga bądź jedyna wybranka serca życzę mnóstwa prezentów pod choinką najlepiej zapakowanych w kuwety, owiniętych papierem fotograficznym i przewiązanych pięcioma metrami filmu a także super Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! Pozostałym życzę tego samego ale bez fragmentu o kuwetach, papierze i filmie ;)

Kasieńka.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz