środa, 30 października 2013

Wolności nr parzyste cz2

Kontynuacja cyklu zdjęć ul Wolności w Zabrzu. 

ul Wolności na wysokości dworca pkp/ hotelu Monopol. Kiedyś był tutaj sklep zoologiczny, który był starszy chyba od węgla. Prowadziło go starsze małżeństwo i z tego co wiem przed wojną sklep należał do tej samej rodziny. Kilkanaście lat temu jako młody nastolatek sam jeszcze kupowałem tam jedzenie dla papug falistych, i rybek akwariowych. Właściciel miał niesamowicie piękne gupiki z własnej hodowli. Co się z tymi ludźmi stało nie wiem.

Stara zabudowa ul Wolności na wysokości od "Młyna" do skrzyżowania z ul Pawliczka.

Wejście do łaźni  KWK Zabrze.. Ktoś kiedyś wymyślił sobie że zaadoptuje starą łaźnię łańcuszkową kopalni Zabrze na lokal z koncertami itp. Oczywiście wygląda to jak wygląda. Na zdjęciu niżej mamy budynek który się mieści przed elektrociepłownią. W tym małym budyneczku było coś w rodzaju domu kultury dla pracowników EC. Było tam min. kino z normalnymi krzesłami.

 Bar Śląski
Dawny szpital
Skromny akcent dawnej kolonii robotniczej przy obecnym blokowisku z wielkiej płyty.

Troszkę niektóre miejsca potraktowałem po macoszemu, ale to celowo. Na wiosnę kolejny przemarsz, a od jutra będę klecił zdjęcia z strony numerów nieparzystych.

poniedziałek, 28 października 2013

Wskrzeszenie 2




Tak jak w tamtym roku zapraszamy do interdyscyplinarnego spotkania - wystawy wszystkich artystów tworzących w rożnych dziedzinach: plastyka, muzyka, teatr, kabaret, taniec, multimedia, projektowanie, wzornictwo, rzeźba, poezja, literatura, fotografia, film, happening, instalacje, performance, graffiti, architektura itp..

Jedynym utrudnieniem jest wpłata 100 zł od uczestnika (zespoły nie płacą ale również nie otrzymują gaży).

Za te pieniądze organizatorzy wydrukują: plakaty, katalogi i jak wystarczy banery. Oprócz tego część pieniędzy zostanie przeznaczona na catering.

Każdy autor dostarcza (i odbiera) swoją pracę do Galerii Impresja na swój koszt (można pracę przywieść osobiście lub przysłać kurierem na adres: Galeria Impresja, Park Hutniczy 10, 41-800 Zabrze, z dopiskiem "Wskrzeszenie 2".

Prace należy dostarczyć do końca listopada 2013.

Opłatę organizacyjną w kwocie 100zł można uiszczać na konto:

Progresja Events Maciej Drabek
Ul. Gen. de Gaulle'a 43/6
41-800 Zabrze
NIP 648 251 63 65
53 1050 1588 1000 0091 4015 6762
ING Bank Slaski S.A.

lub bezpośrednio przy składaniu prac w Galerii Impresja ( będzie tam stworzona specjalna lista na którą pracownicy Impresji będą wpisywać osoby które zapłaciły za udział w wystawie)

.
Każdy uczestnik jest zobowiązany do zreprodukowania swojej pracy lub przesłać zdjęcie zespołu, wykonawcy (proszę postarać się o najlepszą jakość). Zreprodukowane prace lub zdjęcia wykonawców proszę przesyłać na e-maila: witoldberus@wp.eu

Organizator zapewnia nagłośnienie, proszę o przysyłanie Riderów.

Organizator nie ponosi odpowiedzialności za uszkodzenie prac.

Prace ze względu na zeszłoroczne przykre przypadki powinny być oprawione (jeżeli muszą) w pleksi
.
W sprawie niejasności i nowych pomysłów, proszę bezpośrednio wypowiadać się na stronie wydarzenia.

Zapraszam wszystkich chętnych!

artysta malarz Witold Berus.

24 stycznia 2014, piątek, godz.18:00 - wernisaż

Prace o formacie: max 2m x 2m należy dostarczyć pocztą lub osobiście do 30 listopada 2013 roku do Galerii Impresja w Zabrzu przy Parku Hutniczym 10, codziennie oprócz poniedziałków od 12:00 do 22:00.



Opłatę za udział w wystawie, w wysokości 100 zł należy dokonać do 30 listopada 2013 na konto powyżej.

Galeria Impresja założyła specjalne konto (powyżej) na które można dokonywać wpłat.

Każdy autor pokazuje tylko jedną pracę w dowolnej technice.

Reprodukcję pracy w pliku jpg. należy przesłać e-mailem na adres: witoldberus@wp.eu do 30 listopada 2013 roku.

Autor który nie wykona reprodukcji swojej pracy nie pojawi się w katalogu.

Oprócz reprodukcji pracy każdy autor powinien przesłać w WORD swój życiorys artystyczny i swoje zdjęcie portretowe


w razie problemów proszę do mnie dzwonić tel. 697 334 793

 https://www.facebook.com/events/647233425297759/?source=1


zdjęcie portretowe w jpg. a życiorys w" Word" też przesyłamy na e-mail: witoldberus@wp.eu

również w "Word" należy podać: tytuł pracy, wymiary, technikę, rok powstania, cenę


Just like last year we invite you to an interdisciplinary meeting - an exhibition of all artists working in various fields of art, music , theater, cabaret , multimedia, sculpture , poetry, literature, photography , architecture , etc. . The only impediment is the payment of 100 zł per participant (think not being paid but also do not get gas) . For the money , the organizers will print : posters , catalogs , and just as banners. In addition, some of the money will be spent on catering. Each author provides ( and receive) your work to the Gallery Impression at their own expense (you can work to bring in person or send by courier to the following address : Galeria Impresia , Park Hutniczy 10 , 41-800 Zabrze , quoting Resurrection 2 works must be delivered by the end of November. organizational fee will be pay on the account that will be provided in the near future. Each participant is required to reproduce their work or send a photo to the team, the contractor (please try to get the best quality). reproduced works contractors or photos , please send an e -mail : witoldberus @ wp.eu
The organizer provides the sound , please send me Riders .
The organizer is not liable for damage to the work .
Work due to last year's sad cases should be trimmed (if need ) in Simplex .
In the confusion and new ideas , please directly comment on the event page .
I invite all comers !
Witold Berus painter . tel. +48 697 334 793

Filmik z yt powinien zachęcić :


niedziela, 27 października 2013

Wolności nr parzyste cz1


 Maciejów budki z hamburgerami
 Maciejów Karczma Myśliwska, jedna z najbardziej znanych zabrzańskich restauracji, ale niestety kilka lat już nieczynna.
 Maciejów, samotny dom który niczym nie pasuje do reszty. Świadczy o dawnej zabudowie ul Wolności.
Ul. Wolności skrzyżowanie z ul Słowackiego. Mezalians starej zabudowy z nowoczesną płytą.
Wolności ok Skrzyżowania z ul Słowackiego, stary komin. W zasadzie nie mam pojęcia do czego służył, ale podejrzewam ze była tam piekarnia.
Wolności, skrzyżowanie z Piłsudskiego. Z drugiej strony ulicy plac Słowiański (przewrotna nazwa bo przed wojną był pomnik nazistów)
Wolności na wysokości skrzyżowania z Trocera. Świetna unikatowa jak na całe miasto witryna sklepowa. 
Wolności na wysokości Urzędu Stanu Cywilnego

Wolności, plac Wolności, okrąglak w którym już było chyba wszystko i nigdy nic z tego nie wychodziło  (z tego co wiem nikomu na dobre nie wychodzą interesy z właścicielem budynku). W tle "Supersam" wielki budynek mieszkalny gdzie na parterze był pierwszy sklep samoobsługowy w Zabrzu.


Postanowiłem zrealizować pomysł znajomego. Przeszliśmy razem pieszo w jedną i drugą stronę ul Wolności w Zabrzu. Licząc z grubsza zrobiliśmy ok 18-19km pieszo. Mimo iż mam wrażenie że moje nogi zaraz odpadną mam zamiar kontynuować ten pomysł na wiosnę. Dzisiaj była pierwsza dawka zdjęć ze strony numerów parzystych. Jutro postaram się wrzucić resztę z tej strony.

piątek, 25 października 2013

Obiekt Grozi Zawaleniem


Byłem dziś na wernisażu wystawy "Obiekt Grozi Zawaleniem". Po wernisażu, panel dyskusyjny z którego nie do końca wynikły jasne wnioski. Wyczułem w dyskusji podtekst polityczny na tle regionalnym, Idea wystawy słuszna, jedynym jak dla mnie mankamentem to tragiczna jakość samych wydruków.

środa, 23 października 2013

sobota, 12 października 2013

Troszkę o pracy mili rodacy cz.3

Maj roku 2013
Wspomnienia są wciąż żywe nawet po 5 miesiącach. Gdyby to była zwykła praca może już bym o wszystkim zapomniała jednak...

Tym razem przedstawię problem z jakością odzieży, która jest szeroko reklamowana lecz niestety jej jakość jest nieproporcjonalnie niska do ceny. Poruszę również kilka wątków dotyczących klientów ale to troszkę później. Zacznijmy od tego, że gdy przyjęłam się do sklepu wszelakie dokumenty miały swoje segregatory: dokumenty księgowe, kasowe, spedycje, dostawy itp. Jednak największą moją uwagę przyciągał niebieski segregator z reklamacjami. Dlaczego? Ponieważ uginał się od ilości składanych reklamacji. Dotyczyły wszystkiego: urwana szelka w plecaku, rozerwany szew w skarpetce, odpadł zamek w kurtce, odkleiło się logo w polarze, kaptur przecieka, a nawet oderwał się rękaw bluzy w miejscu szycia. Przyjmowałam większość reklamacji ze zgrozą. Klienci pytali jakim cudem stało się to czy tamto skoro to taka prestiżowa marka, cóż ja miałam wtedy odpowiedzieć, że „zdarza się” ? Po czasie spisywałam reklamacje mechanicznie – nie wnikałam dlaczego coś się spieprzyło, rzeczy droższe powyżej 400zł były naprawiane a za rzeczy tańsze były zwroty gotówki. Dział reklamacji nawet nie zawracał sobie głowy naprawianiem „tanich” rzeczy, gdzie czasem wystarczyło coś przyszyć. Każdy taki zwrot powiększał nam plan targetowy. W ciągu miesiąca było to nawet 6 tys. zł do nadrobienia. Podczas spisywania jednej takiej reklamacji, do której trzeba było zeskanować paragon zastępczy wraz z kodem odzieży doznałam szoku. Akurat skanowaniem zajmowała się moja kierowniczka, która otwarła pokrywę skanera, położyła kod i... goniła przesuwające się światło w skanerze tworząc kod rodem z paczki chrupek – taki formatu A4. Gdy zadała mi pytanie „dlaczego mi to takie wyszło” nie mogłam wyjść z podziwu inteligencji ludzi na kierowniczych stanowiskach. Rażąca była również jej znajomość ortografii. Osobiście mam na tym punkcie bzika, drgawek dostaję na widok takich błędów jak „ktury” czy „rze” a niestety moja kierowniczka bardzo lubiła popełniać błędy wręcz niewybaczalne. Kiedyś przed wizytą kierownika regionalnego musiałyśmy zmienić ceny w ekspozytorach, zadanie akurat przypadło jej. Po skończeniu cenówek moim oczom ukazała się informacja „KÓRDKA od...” Już się chciałam ironicznie zapytać co to jest ta kórdka ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Oczywiście na moje sugestie, że jest to błąd W. stwierdziła, że B. nie zauważy no i się nie pomyliła – nie zauważył. Poziom ich inteligencji wskazywał na 0.

Często odzież, która przychodziła w dostawach była mokra, zachodząca pleśnią nie mówiąc o rybnym smrodzie. Kontrola, która miała odzież sprawdzać w Polsce często odsyłała transport z Chin wprost na sklepy a te dopiero po rozpakowaniu miały ocenić czy odzież się nadaje do sprzedaży. Raporty były wysyłane a ciuchy rzecz jasna bez kontroli trafiały na wieszaki a nóż klient nie zauważy jeśli faktycznie czegoś brakowało czy coś było nie tak...

No właśnie... klienci.
Bez końca można wymieniać typy i zachowania klientów. Od ekshibicjonistów, zboczeńców po zazdrośników i frustratów. Koleżanki się śmiały, że do ekshibicjonistów mam szczęście, bo zawsze byłam na zmianie gdy jakiś nagus nie zasłonił kotary w przymierzalni żeby się kątem oka upewniać czy któraś z nas patrzy na jego fujarkę wyprężoną w stronę lustra. Takich trzeba było olewać i najlepiej iść na drugi koniec sklepu wtedy ekshibicjonista się zniechęcał i wychodził z miną jakby go ktoś obraził. Ze zboczeńcami było gorzej. Im bardziej się ich ignorowało tym bardziej byli nachalni w swoich słowach nie rzadko mówiąc rzeczy dozwolone od lat 18, których zdecydowanie nie chciałyśmy słuchać (no może jedynie kierowniczka się podniecała). Ja się z ciężką klientelą nie certoliłam; jak ktoś przeginał i naruszał moje 50cm przestrzeni interpersonalnej to zazwyczaj usłyszał co myślę na ten temat i grzecznie wychodził. Sporadycznie trafiały się osobniki krzyczące o braku wychowania, gdy takiemu zwróciłam uwagę że nie jestem jego koleżanką. Zazdrosne natomiast były najczęściej kobiety, gdy nie daj Boże chciało się pomóc jej przepoconemu neandertalowi w dresie i miną mówiącą „masz jakiś problem?”. Takie pary pozostawiało się wbrew procedurom na pastwę losu w tym sportowym gąszczu, bo cholera wie jak głęboko tipsy lwicy podczas obrony samca mogą wbić się w oczy... Ostatnim dość kontrastowym typem klienta jest frustrat. Najczęściej faceci, którzy się awanturują do wszystkich i o wszystko. Wypracowałyśmy nawet portret psychologiczny takiego typa: mąż pod pantoflem z ostrą szpilką, który wyładowuje się na obcych kobietach, bo jak się w domu odezwie nie tak jak trzeba to będzie szlaban na seks. Dla takich trzeba być wbrew pozorom uprzejmym – to ich zbija z tropu i łagodnieją.

Na razie to tyle o kulisach pracy z klientami i reklamacjami.
Majowy plan został wyrobiony na 110%, była wysoka premia. Umowę dostałam na 3 miesiące. Miałam sobie spokojnie pracować do końca sierpnia, grafik na czerwiec był trochę przychylniej ułożony... kończyłam jeden dzień o 15 :-D
Kierowniczka miała w sierpniu wyjechać do Egiptu, zaczęły się przygotowania do wyjazdu oraz kolejne rewelacje związane z jej pracą i „ogromnym” oddaniem firmie... cdn.


Napisy 4

Zdjęcie poglądowe tego idiotycznego napisu, który na ul Floriana w Zabrzu jest prawie od zawsze.

wtorek, 8 października 2013

niedziela, 6 października 2013

sobota, 5 października 2013

Troszkę o pracy mili rodacy cz. 2

Kwiecień roku 2013
cd. Pierwszego dnia pracy w nowym miesiącu stawiłam się w dobrym humorze. Pełna optymizmu wparzyłam na zaplecze żeby się przebrać w robocze ciuszki, otwieram drzwi i co widzę? Jakiś stary facet siedzi na krześle i się obleśnie uśmiecha. Myślę sobie – pewnie ktoś z zarządu firmy wpadł na wizytację. Wchodzi za mną kierowniczka i rzuca hasło „poznaj Krzyśka”. Podaliśmy sobie ręce na przywitanie po czym obleśny pan sobie poszedł a kierowniczkę wzięło na zwierzenia...

Tak się oto dowiedziałam iż pan Krzysztof lat 54 był kiedyś jej kochankiem (ona lat 26). Romans był burzliwy tym bardziej, że moja przełożona miała wtedy narzeczonego i zostało jej kilka tygodni do ślubu z Rafałem ale niestety do ślubu nigdy nie doszło, ponieważ W.B. postanowiła zdradzić kochanka i narzeczonego z pierwszą swoją miłością – Michałem. Po tych zwierzeniach zadałam sobie pewne pytanie. Skoro Krzysztof był KIEDYŚ jej kochankiem to co on przepraszam bardzo robił na zapleczu sklepu, gdzie tak właściwie wstęp ma tylko personel?! Odpowiedź miała wkrótce nadejść...

Kilka dni pracy minęło całkiem przyzwoicie jak na pracę w sklepie przystało aż do momentu otrzymania drogą mailową wyników TK. Czym było TK dowiedziałam się dopiero po miesiącu pracy. Jest to mianowicie Tajemniczy Klient wysyłany przez firmę do sklepu, który ma być badany tzw. „ankietą Tajemniczego Klienta”. Ankieta składała się z 8 stron formatu A4. Sprawdzane było wszystko: czy są zapalone światła, czy po wejściu do sklepu pracownik powiedział „dzień dobry”, czy minimum 5 przypadkowo sprawdzonych rzeczy ma ceny i wisi  prawidłowo na wieszaku czyli logiem do przodu. Wymieniać tak można w nieskończoność zawartość ankiety; okazało się, że zaledwie po kilku dniach pracy w marcu to na mnie trafił TK i dlatego mój wynik wynosił zaledwie 86%. Jak na początkującą osobę nie był to zły wynik. Takich „rewelacji” było bardzo dużo. Kwietniowy grafik oczywiście znowu był do dupy... wszystkie zmiany do 21, praktycznie każdy weekend roboczy, tylko pani kierownik miała zmiany do godziny 15. Doszły także zebrania raz w miesiącu i egzaminy z technologii. Każdego miesiąca każda z pracownic przechodziła test, który miał za zadanie sprawdzić poziom wiedzy o produkcie. Testy były brane z kosmosu. Pytania zupełnie nie kolidujące z aktualnym sezonem a na dodatek część technologii zawartych w pytaniach często już nie była stosowana. Brak dokładniejszych materiałów powodował, że testy pisane były na chybił trafił i nawet całkiem dobrze mi szło, bo zdawałam na dość wysoki procent.

Krzysztof był stałym gościem na salonie, okazało się, że W. wciąż z nim kręciła. Polegało to na tym, że on ją nachodził, molestował i nieraz macał na zapleczu a ona udawała, że jej się to nie podoba. Mówię iż udawała ponieważ ilekroć mu mówiła, że ma jej dać spokój to on jej tylko posłodził, klepnął w tyłek i było po staremu. Dodam, że miał dwójkę dzieci i żonę, która wiedziała o wszystkim a do tego to tolerowała. Nie byłoby w tym wszystkim nic dziwnego, nawet w tym, że dzieliła ich tak duża różnica wieku ale to, że W. była w związku z... Irkiem.

Irek – dupny dryblas, wielki łeb mały mózg chlejący piwsko na umór i rolujący W. na tyle, że średnio co drugi dzień wysłuchiwałam że się rozstają bo ona już nie wytrzymuje.

Tak dobiegł koniec miesiąca pod znakiem licznych przygód z facetami mojej kierowniczki. Stałam się jej powierniczką najdzikszych sekretów jej miłosnej alkowy, radziła się mnie we wszystkich najprywatniejszych, najintymniejszych sprawach swojego życia.

Wyniki sprzedażowe były dobre, więc widocznie dlatego zasłużyłam żeby dostać umowę na kolejny miesiąc... ale majowy grafik znowu zapowiadał się w najgorszych zmianach co powoli zaczynało mnie bardzo irytować a do tego doszły kolejne odsłony kierowniczej osobowości... cdn.

Polypan f naświetlony na 100 wołany w? Nie pamiętam. Aparat zenit 12xp z heliosem 44/m4 .

Bobrek



środa, 2 października 2013

Troszkę o pracy mili rodacy

Witam serdecznie po bardzo długiej przerwie (prawie rok?).
Tym razem nie będzie to Moda na Analoga, bo seria z pewnych powodów, które opiszę za chwilę poszła w odstawkę. Historia, którą dziś przedstawię nie wydarzyła się w żadnym filmie choć faktycznie byłaby świetnym scenariuszem na kryminał psychologiczny, nie jest to też wymysł mojej wyobraźni ani żaden sen. Historia wydarzyła się naprawdę i trwała co do dnia równe 7 miesięcy. Nasunie się zapewne pytanie po co to wszystko, po co to piszę?  Myślę, że takich ludzi jak ja było, jest i będzie mnóstwo. Liczę również na to, że przeczyta to ktoś kto jest po drugiej stronie szczebla hierarchii, ktoś kto nie jest „zwykłym” pracownikiem a „kimś” i zastanowi się czy aby na pewno jego podwładni nie muszą przychodzić po „ziółkach” do pracy aby z nim wytrzymać zmianę...

Teraz już bez owijania w bawełnę zapraszam do lektury, która może zawierać wyrazy dozwolone od lat 18 więc czytasz na własną odpowiedzialność :-).

Luty roku 2013
Zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną do sklepu z odzieżą sportową marki powiedzmy 5G. Obecna kierowniczka W.B. wydawała się miłą i raczej konkretną osobą. Jak to bywa na rozmowach kwalifikacyjnych wypytała mnie o zainteresowania, o wiedzę na temat firmy itp. nic konkretnego. Po rozmowie odbyłam dwugodzinną próbę czy się nadam. Polegało to na tym, że przenosiłam ciuchy z wieszaka na wieszak, jeszcze wtedy zbytnio nie czaiłam po co przenosić z jednej ściany na drugą ale praca wydała się ok. Kiedy dobiegła godzina 17 kierowniczka powiedziała, że musi się zastanowić czy wybrać mnie czy inną dziewczynę, która była przedemną. Miała mi dać znać do godziny 15 następnego dnia.

Środa była dniem nerwowym, oczekiwaniem w napięciu na telefon. Po godzinie 18 stwierdziłam, że jak zwykle to samo – trzeba szukać dalej. Zniechęcona wpakowałam się do wanny zamknęłam oczy i... słyszę jak w pokoju dzwoni telefon. Rzuciłam tylko “kurwa to ze sklepu” i wyleciałam jak Bozia stworzyła żeby odebrać. Nie pomyliłam się, zostałam zaproszona do współpracy i miałam się zgłosić 5 marca na swój pierwszy dzień...

Opóźniony telefon był wynikiem fałszywego alarmu o podłożeniu bomby w centrum handlowym, gdzie miał się znajdować “mój” sklep – ironia.

Marzec roku 2013
Po kilku późniejszych telefonach wyszło, że pracę zaczęłam od 1 marca. Grafik był trudny, każdy dzień inaczej, każda zmiana kończona o 21 ale cóż, wtedy nie marudziłam tylko zaciskałam zęby. Po tygodniu miałam pierwsze trzy „dwunastki” pod rząd, kierowniczka rzuciła mnie od razu na głęboką wodę. Chłonęłam ogrom wiedzy i procedur, którymi należało się każdego dnia posługiwać. Procedury? Na każdą czynność czy księgową czy dotyczącą zmiany wystroju były dziesiątki stron PDFów. W tej firmie nie było się tylko sprzedawcą jak głosiła umowa (zlecenie!). Było się wszystkim: sprzedawcą, księgową, magazynierem, sprzątaczką a i nawet konserwatorem czy malarzem. Było się wszystkim a tak naprawdę nikim. Po 3 tygodniach poznałam B.W. kierownika regionalnego, młody, wysoki, taki cukieras mający 28 lat i cały śląski region sklepów pod sobą. Po butach od Armaniego szło wywnioskować, że pieniędzmi podciera tyłek.

Ile zarabiałam? 6,60zł na godzinę plus premia w zależności od narzuconej przez B.W. wysokości targetu do wyrobienia. Czym był target? Target był kwotą jaką sklep musiał wyrobić w ciągu miesiąca. Powiedzmy, że w marcu było to 96,000zł.
Cała praca opierała się na Tabeli targetowej do której wpisywało się dzienny utarg, ilość klientów wyliczonych za pomocą licznika zamontowanego przy wejściu, liczby paragonów oraz liczby wszystkich sprzedanych rzeczy. Z tych danych Tabela wyliczała ile zabrakło nam do wyrobienia planu dnia, liczyła średnią sztuk na paragon, efektywność danego pracownika, POT czyli potencjał sprzedaży. Cała polityka opierała się na słupkach i procentach. Niesamowite parcie szefostwa na wyrabianie planów doprowadzało personel 5 sprzedawców do bólu głowy i stresu „czy w tym miesiącu się uda”. Średnia sztuk na paragon musiała wynosić minimum 1,7 – 1,8. Chodziło w tym o to, aby jeden klient kupił jak najwięcej rzeczy na jeden paragon. Wciskało się ludziom wszystko: płyny do prania, napoje izotoniczne, skarpety byle sobie podnieść statystyki. Jako że byłam nowa pozostałe pracowniczki żerowały na mojej niewiedzy i nabijały na siebie sztuki podwójne czy nawet potrójne a na mnie rzeczy pojedyncze. Pod koniec miesiąca okazało się, że mam najgorsze sztuki na paragon i dlatego umowę dostanę tylko na kwiecień, bo kierowniczka chce sprawdzić czy po miesiącu pracy dam sobie lepiej radę w dziedzinach statystyki i podwyższę procenty.

Miesiąc marzec był miesiącem nauki. Nauki procedur, technologii odzieży, zasad obsługi klienta, które myślałam że wszędzie są takie same, że wystarczy być chętnym do pomocy i miłym. Wtedy się dowiedziałam jak bardzo się pomyliłam.
30 dni kwietnia miały być ostatecznym sprawdzianem. Zebrałam się do kupy i 1 kwietnia stawiłam się na salonie sprzedaży z dużą wiedzą, sporą pewnością siebie, świetnym kontaktem z E.B. – pracownicą, która była zaledwie tydzień dłużej niż ja i dystansem do kierowniczki, bo zauważyłam w niej pewne nieprawidłowości... cdn.




Kasia

Ja Od siebie dodam zdjęcie instytucji gdzie chyba ludzie normalnie zarabiają, aczkolwiek warunki pracy są jakie są.


wtorek, 1 października 2013

Napisy 3



Kolejna porcja napisów, śmiesznych, kretyńskich, i obraźliwych czy kto tam je jeszcze jakoś nazwie.