SIERPIEŃ – WRZESIEŃ ROKU 2013
Musiało minąć trochę czasu żeby
strawić sytuację sprzed 3 miesięcy. Przez 31 dni sierpnia napięcie w
pracy było nie do wytrzymania tym bardziej dla mnie, bo przez bite 3
tygodnie robiłam bez wytchnienia dniówki po 12 godzin byle tylko jechać
na tygodniowy pseudo urlop, bo na zleceniu nie istnieje coś takiego jak
urlop. Kierowniczka przez swoje ostatnie dni kariery siedziała w Egipcie
więc nie mogłyśmy sobie pozwolić na braki w
pracowniczej obsadzie. Dobijała też tajemnica na temat nowej
kierowniczki. Plotki nie miały końca, momentami wywracało człowiekowi
żołądek do góry nogami. Jedno było pewne, że z końcem sierpnia i
odejściem poprzedniej kierowniczki każdej z nas kończyła się umowa a to
czy zostanie ona przedłużona zależało od nowej szefowej. Dodatkowe
wrzody powodowała nadchodząca inwentaryzacja bowiem za każde braki
odpowiadali pracownicy. Próg wynosił 2500zł i w tym musiałyśmy się
zmieścić.
O tym kto nas przejął dowiedziałam się dzień po
inwentaryzacji ponieważ musiały być obecne obydwie kierowniczki. Okazało
się, że nasz salon przejęła kierowniczka z drugiego sklepu w Zabrzu a
na swoje miejsce awansowała jedną z pracownic. W międzyczasie na sam
koniec sierpnia zostałam wysłana na dwudniowe szkolenie do Krakowa aby
nauczyć się nowych standardów obsługi klienta jakie były wymagane w
opisywanej firmie „X”.
Na wieść o tym kto miał od września być
moją
kierowniczką nawet się ucieszyłam, dogadywałyśmy się świetnie, była
osobą chętną do pomocy, nie mogłam powiedzieć na nią złego słowa.
Niestety już na samym początku września zrozumiałam jak strasznie ja
byłam naiwna a panna J. – wewnątrz firmy nazywana „Kryśką” – fałszywa.
Przez
30 dni byłam świadkiem odpierdalania takich szopek, że włosy się jeżyły
każdego dnia, w którym moja noga przekraczała próg sklepu. Umowę
dostałyśmy na miesiąc żeby mogła
nas „wypróbować” jakbyśmy były co najmniej nowym meblem w pokoju, który
można wyrzucić jak się nie sprawdzi. Przewróciła sklep do góry nogami,
wprowadziła nowe zasady, które były tak absurdalne jak podgrzanie zimnej
zupy i czekanie aż ostygnie. Przykładem takiego absurdu było wyrzucenie
zszywacza: fajnego, działającego i co najważniejsze bardzo solidnego bo
metalowego zszywacza. Zamiast tego kupiła nie to róż, nie fiolet
malutki
„kieszonkowy” zszywacz z chińskiego plastiku, który... nie zaciskał na
papierze zszywek do tego setki kolorowych karteczek do notatek i
opakowanie zszywek w 6 kolorach jakby tradycyjne srebrne były gorsze.
Próbowałam
to sobie tłumaczyć tym, że się stara, że chce się wykazać ale to była
zaledwie kropla w oceanie czasochłonnych pierdoletów, które wymyślała
żeby zamiast ułatwić nam pracę to ją utrudniały. Nowa szefowa choć
wyglądała na 35 lat
miała 23 wiosenki.
Myślę, że ¾ jej poczynań wynikało z szybkiego
awansu w poprzedniej pracy. Funkcja odwaliła do główki a woda sodowa
zaczęła się wylewać uszami. Po dwóch godzinach spędzonych ze mną na
pierwszej wspólnej zmianie zaprosiła mnie na zaplecze i powiedziała, że
jestem bardzo nie miła i chamska dla klientów (przypomnę, że pracowałam 7
miesięcy) natomiast następnego dnia innej pracownicy powiedziała, że
jest bardzo zadowolona z mojej pracy i
podejścia do klientów.
Wiedziałam już że „Kryśka” ma zwyczajnie
coś z deklem i bez ziółek nie dam rady tam nerwowo wytrzymać. Kilka dni
przed samym końcem września zapytała mnie czy chcę jakieś wolne dni na
październik, bo robi nowy grafik. Następnego dnia pokazała mi nowy
grafik ale zamiast mnie był jakiś chłopak, którego przyjęła krótko po
tym jak zapytała mnie o dni wolne. Stwierdziła, że mam stare
przyzwyczajenia, których ona nie
toleruje i rzekomo „kradnę” paragony przez co mam najwyższą sprzedaż.
Tylko jak miałam nie mieć najwyższych wyników skoro we wrześniu miałam
kilkanaście nadgodzin a kierowniczka przeważnie całą swoją zmianę
przesiadywała na zapleczu z nogami na stole przy którym jadłyśmy...?
Miesiąc
po wyrzuceniu mnie dowiedziałam się jak ogromnym przekrętem był jej
awans z małego saloniku w centrum miasta do dużego sklepu w którym ja
zaczynałam pracę. Poprzednia
kierowniczka była śledzona. Do zarządu trafiały przypadkowe zdjęcia
choćby takie gdy W. siedzi przy ladzie ale nikt już nie udowodni, że
usiadła na kilka sekund.
Po 12 godzinach stania kręgosłup
potrzebował czasami odpoczynku lecz to już nikogo nie obchodziło.
Lipcowa próba zwolnienia mnie to także była sprawka „Kryśki”, która
przekonywała W., że powinna się mnie pozbyć. Regionalny dostawał wciąż
maile ze skargami na W. więc to się nie mogło skończyć
inaczej...
Cóż... nowa kierowniczka dopięła swego. Wymieniła dwie
najbardziej jej zagrażające osoby i zatrudniła posłuszne pieski, bo
inaczej tego opisać nie idzie. Najbardziej przykre w tym wszystkim jest
to, że człowiek przez 7 miesięcy zżyje się ze swoją ekipą a przyjdzie
taki pasożyt i pożre do gołych kości chęć do pracy, z której czerpał
radość. Pewnie nie ja pierwsza i nie ostatnia padłam ofiarą tak
potwornej gry na ludzkich emocjach szkoda tylko, że tak mało
osób o tym mówi...
Moje postanowienie noworoczne? Zapomnieć.
Wszystkim odwiedzającym stronę życzę Wesołych Świąt!
Kasia
Zabrze, ul Ks Kostki.
Na dokładkę delikatny sentymentalny kawałek z romantycznym refrenem dobrze odzwierciedlający sporą cześć społeczeństwa :-)
Fajne komóry!
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiałem (tak po mojymy-naszymu) czy tobie chodzi o chlywiki?
UsuńNie sądziłam, że kiedyś doczekam się momentu w którym ktoś artystycznie spojrzy na moje chlywiki :P Na tym zdjęciu wyglądają korzystniej niż w realu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Właścicielka chlywika nr dwa z lewej :P
Chlywiki są ok :-)
Usuń