sobota, 12 października 2013

Troszkę o pracy mili rodacy cz.3

Maj roku 2013
Wspomnienia są wciąż żywe nawet po 5 miesiącach. Gdyby to była zwykła praca może już bym o wszystkim zapomniała jednak...

Tym razem przedstawię problem z jakością odzieży, która jest szeroko reklamowana lecz niestety jej jakość jest nieproporcjonalnie niska do ceny. Poruszę również kilka wątków dotyczących klientów ale to troszkę później. Zacznijmy od tego, że gdy przyjęłam się do sklepu wszelakie dokumenty miały swoje segregatory: dokumenty księgowe, kasowe, spedycje, dostawy itp. Jednak największą moją uwagę przyciągał niebieski segregator z reklamacjami. Dlaczego? Ponieważ uginał się od ilości składanych reklamacji. Dotyczyły wszystkiego: urwana szelka w plecaku, rozerwany szew w skarpetce, odpadł zamek w kurtce, odkleiło się logo w polarze, kaptur przecieka, a nawet oderwał się rękaw bluzy w miejscu szycia. Przyjmowałam większość reklamacji ze zgrozą. Klienci pytali jakim cudem stało się to czy tamto skoro to taka prestiżowa marka, cóż ja miałam wtedy odpowiedzieć, że „zdarza się” ? Po czasie spisywałam reklamacje mechanicznie – nie wnikałam dlaczego coś się spieprzyło, rzeczy droższe powyżej 400zł były naprawiane a za rzeczy tańsze były zwroty gotówki. Dział reklamacji nawet nie zawracał sobie głowy naprawianiem „tanich” rzeczy, gdzie czasem wystarczyło coś przyszyć. Każdy taki zwrot powiększał nam plan targetowy. W ciągu miesiąca było to nawet 6 tys. zł do nadrobienia. Podczas spisywania jednej takiej reklamacji, do której trzeba było zeskanować paragon zastępczy wraz z kodem odzieży doznałam szoku. Akurat skanowaniem zajmowała się moja kierowniczka, która otwarła pokrywę skanera, położyła kod i... goniła przesuwające się światło w skanerze tworząc kod rodem z paczki chrupek – taki formatu A4. Gdy zadała mi pytanie „dlaczego mi to takie wyszło” nie mogłam wyjść z podziwu inteligencji ludzi na kierowniczych stanowiskach. Rażąca była również jej znajomość ortografii. Osobiście mam na tym punkcie bzika, drgawek dostaję na widok takich błędów jak „ktury” czy „rze” a niestety moja kierowniczka bardzo lubiła popełniać błędy wręcz niewybaczalne. Kiedyś przed wizytą kierownika regionalnego musiałyśmy zmienić ceny w ekspozytorach, zadanie akurat przypadło jej. Po skończeniu cenówek moim oczom ukazała się informacja „KÓRDKA od...” Już się chciałam ironicznie zapytać co to jest ta kórdka ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Oczywiście na moje sugestie, że jest to błąd W. stwierdziła, że B. nie zauważy no i się nie pomyliła – nie zauważył. Poziom ich inteligencji wskazywał na 0.

Często odzież, która przychodziła w dostawach była mokra, zachodząca pleśnią nie mówiąc o rybnym smrodzie. Kontrola, która miała odzież sprawdzać w Polsce często odsyłała transport z Chin wprost na sklepy a te dopiero po rozpakowaniu miały ocenić czy odzież się nadaje do sprzedaży. Raporty były wysyłane a ciuchy rzecz jasna bez kontroli trafiały na wieszaki a nóż klient nie zauważy jeśli faktycznie czegoś brakowało czy coś było nie tak...

No właśnie... klienci.
Bez końca można wymieniać typy i zachowania klientów. Od ekshibicjonistów, zboczeńców po zazdrośników i frustratów. Koleżanki się śmiały, że do ekshibicjonistów mam szczęście, bo zawsze byłam na zmianie gdy jakiś nagus nie zasłonił kotary w przymierzalni żeby się kątem oka upewniać czy któraś z nas patrzy na jego fujarkę wyprężoną w stronę lustra. Takich trzeba było olewać i najlepiej iść na drugi koniec sklepu wtedy ekshibicjonista się zniechęcał i wychodził z miną jakby go ktoś obraził. Ze zboczeńcami było gorzej. Im bardziej się ich ignorowało tym bardziej byli nachalni w swoich słowach nie rzadko mówiąc rzeczy dozwolone od lat 18, których zdecydowanie nie chciałyśmy słuchać (no może jedynie kierowniczka się podniecała). Ja się z ciężką klientelą nie certoliłam; jak ktoś przeginał i naruszał moje 50cm przestrzeni interpersonalnej to zazwyczaj usłyszał co myślę na ten temat i grzecznie wychodził. Sporadycznie trafiały się osobniki krzyczące o braku wychowania, gdy takiemu zwróciłam uwagę że nie jestem jego koleżanką. Zazdrosne natomiast były najczęściej kobiety, gdy nie daj Boże chciało się pomóc jej przepoconemu neandertalowi w dresie i miną mówiącą „masz jakiś problem?”. Takie pary pozostawiało się wbrew procedurom na pastwę losu w tym sportowym gąszczu, bo cholera wie jak głęboko tipsy lwicy podczas obrony samca mogą wbić się w oczy... Ostatnim dość kontrastowym typem klienta jest frustrat. Najczęściej faceci, którzy się awanturują do wszystkich i o wszystko. Wypracowałyśmy nawet portret psychologiczny takiego typa: mąż pod pantoflem z ostrą szpilką, który wyładowuje się na obcych kobietach, bo jak się w domu odezwie nie tak jak trzeba to będzie szlaban na seks. Dla takich trzeba być wbrew pozorom uprzejmym – to ich zbija z tropu i łagodnieją.

Na razie to tyle o kulisach pracy z klientami i reklamacjami.
Majowy plan został wyrobiony na 110%, była wysoka premia. Umowę dostałam na 3 miesiące. Miałam sobie spokojnie pracować do końca sierpnia, grafik na czerwiec był trochę przychylniej ułożony... kończyłam jeden dzień o 15 :-D
Kierowniczka miała w sierpniu wyjechać do Egiptu, zaczęły się przygotowania do wyjazdu oraz kolejne rewelacje związane z jej pracą i „ogromnym” oddaniem firmie... cdn.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz